21 października 2020
趙州和尚因僧問。狗子還有佛性。也無。州云無。
[Zhaozhou][zakonnik][przez][mnich][pytać]
[pies][też][mieć][Budda][natura]
[czy nie]
[Zhou][powiedzieć][nie]
Pewien mnich spytał mistrza z Zhaozhou: czy psy też mają naturę Buddy, czy nie? Mistrz odpowiedział, że nie.
Mistrz z Zhaozhou (prawdziwe imię – Congshen) był obviously mistrzem i nikt nie był w stanie go zagiąć w dyskusjach o Zen, ani sprytnie podejść, ani sprawić, by ten zapomniał języka w gębie.
Pewien mnich wymyślił sobie, że spróbuje podejść mistrza, tak by ten nie wiedział co powiedzieć, albo spróbować pokonać go w dyskusji na znajomość buddyjskich pism i na intelekt. Ten mnich był pewnie oczytany i inteligentny, ale nie był jeszcze mistrzem.
Jedną z podstawowych nauk buddyzmu jest to, że wszystkie stworzenia mają naturę Buddy. Inną podstawową nauką jest to, że nie ma czegoś takiego jak stworzenia i natura buddy. A trzecią podstawową nauką jest to, że nie ma czegoś takiego jak podstawowa nauka i nie można kurczowo trzymać się rozumowych i logicznych konceptów, nawet konceptu braku konceptów.
Tak więc ten mnich był na pewnym powierzchownym poziomie zrozumienia – wszystkie stworzenia mają naturę buddy. Spytał się więc mistrza, czy najbardziej parszywe zwierzę, czyli pies też jest bytem idealnym. Gdyby mistrz powiedział, że tak, mnich mógłby zarzucić mu, że ten trzyma się kurczowo konceptu „natury Buddy” i tak dalej. Poza tym, mógłby też powiedzieć, że mistrz na pewno się myli, bo gdyby pies był bogiem, stworzeniem wszechmocnym i idealnymi, na pewno nie chciałby być parszywą sobaką! Mistrz wtedy byłby przyparty do muru i musiałby dalej uciekać w jakieś koncepty typu nie ma dobra i zła, parszywości i nie parszywości, a mnich mógłby go dalej cisnąć.
Na szczęście mistrz był mistrzem i przewidział wszystko. Uciął więc dyskusję jednym słowem, które całkowicie zbiło mnicha z pantałyku. Wydaje mi się, że mistrz powiedział to „nie” takim spokojnym, pełnym przekonania tonem, nie jakby sprzeciwiał się i trollował, ale jakby odkrywał przed mnichem jakąś głęboką tajemnicę, jakiś kruczek w buddyjskich tekstach, że ten pies jednak nie ma natury buddy.
Kojarzy mi się to np. z jakąś sytuacji na religii w gimnazjum, gdy jakiś cwaniak pyta księdza, czy Hitler też jest dzieckiem bożym? Albo czy bóg kocha też Hitlera? Doktrynalna odpowiedź brzmi oczywiście „tak”, ale wtedy cwaniak mógłby zacząć drążyć, że ten bóg jest w takim razie nienormalny, skoro kocha Hitlera tak samo jak dobrych ludzi i tak dalej. Katecheta byłby przypierany do muru. Gdyby katecheta był mistrzem Zen (albo gdyby miał poczucie humoru), mógłby z pełnym przekonaniem i poważną miną odpowiedzieć „nie, Hitler nie był dzieckiem bożym”. Cwaniak by wtedy zbaraniał, a katecheta mógłby trollować dalej, że niby jest jakiś paragraf w apokryfach świętej Judyty z Damaszku, który mówi o tym, że po przekroczeniu pięciu milionów zabitych żydów, bóg już nie kocha takiej osoby.
W mojej ocenie ten przykład nieźle oddaje ogólne okoliczności historii o psie. Różnica jest taka, że katolicyzm nie skupia się tak bardzo na piętnowaniu przywiązania do konceptów, doktryn i przykazań, a raczej skupia się na ich bezwzględnym bronieniu! Dlatego katecheci nie mają poczucia humoru.
dd
Коментарі